Kliknij tutaj --> 🍹 szynka w puszce prl
Na każdy plasterek szynki nakładamy trochę pasty serowo jajecznej i zwijamy ruloniki. Gotowe układamy na półmisku i zalewamy galaretą. składniki na galaretę: 300 ml rosołu lub wywaru warzywnego. 1 i 1/2 łyżeczki żelatyny. wykonanie: Rosół podgrzewamy, nie gotujemy. Rozpuszczamy w nim żelatynę. Odstawiamy do wystudzenia.
Przyjemny i intensywny smak. Niska zawartość soli. Niska zawartość węglowodanów. Źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych. Składnik: Szynka, sól, cukier, przeciwutleniacz E-301, konserwanty E-252 i E-250. Opakowania: Pakowanie w plastikową torbę, bawełniany pokrowiec i sznurek do zawieszenia.
Często jest tak, że ananas z puszki jest znacznie świeższy, niż taki ananas na półce w sklepie. Jak Ananas trafia do puszki, zazwyczaj dzieje się to krótko po zerwaniu owoca. A zanim taki ananas przyjedzie do nas z Afryki czy tam Ameryki Południowej, to sobie pomyślcie, ile to czasu. A w puszce jest zakonserwowany.
Warzywa w puszce; Zupy; Bestsellery 1 Produkt Demo_2. 0.0 [Zaloguj się, aby zobaczyć cenę] 2 PERSIL żel Color 44P 1,98l. 0.0 [Zaloguj się, aby zobaczyć cenę]
Wielkanoc w czasach PRL-u była specyficzna i zupełnie różna od tej, jaką znamy obecnie. Brak wielu produktów, towary na kartki, długie kolejki, przepisy ze składnikami zastępczymi i
Peur De Le Rencontrer En Vrai. publiczna Świątynia luksusu w siermiężnych czasach – Pewex. (fot. domena publiczna).Szynka konserwowa, kawa naturalna, a nawet piwo w puszce. Niezwykłe rarytasy były na wyciągnięcie ręki. Ale tylko dla tych, którzy, fatygując się do Peweksu, nieśli w portfelu (właściwie: przedsiębiorstwo eksportu wewnętrznego „Pewex ”) to utworzone na początku lat 70. państwowe przedsiębiorstwo handlowe prowadzące detaliczną sprzedaż towarów importowanych. Z czasem zaczęło ono handlować także deficytowymi towarami produkcji odbywała się za dewizy oraz za emitowane od 1 stycznia 1960 przez bank Pekao tzw. Bony towarowe, które odgrywały rolę krajowego odpowiednika dolarów amerykańskich (czarnorynkowy kurs dolara wynosił w końcu lat 60. ok. 70 zł i pod wpływem inflacji wzrósł do 130 zł w 1978 roku, do 380 zł w 1982 roku, do 2400 zł w 1988 roku oraz do 7450 zł w 1989 roku). Argument za wyższością kapitalizmu?Sklepy Peweksu, podobnie jak innej firmy zajmującej się tzw. „eksportem wewnętrznym” – Baltony, stanowiły dla wielu Polaków swoiste okno wystawowe Zachodu, wzbudzając zachwyt oferowanymi czy też raczej „eksponowanymi” tam, a dostępnymi dla zwykłych śmiertelników jedynie w wyjątkowych okazjach, rarytasami w rodzaju szynki konserwowej, kawy naturalnej czy piwa w Maria Różański, lic. CC BY Reklama Pewexu na Wydziale Filologicznym UŁ, ul. Sienkiewicza 21 w Łodzi (fot. Krzysztof Maria Różański, lic. CC BY że wystawy sklepów dewizowych stanowiły w gruncie rzeczy sugestywny argument na rzecz tezy o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem, władze nie zrezygnowały z utrzymywania tego typu placówek handlowych, traktując je (zwłaszcza pod koniec lat 70. oraz w latach 80.) jako istotne źródło dopływu deficytowych Peweksu utraciły rację bytu wraz z wprowadzeniem w marcu 1989 nowego prawa dewizowego, legalizującego handel opozycyjna za PRL-u o Peweksie„«Pewex» to jeden z dziwolągów funkcjonowania pieniądza w rozwiniętym społeczeństwie socjalistycznym. Ma on swoich pobratymców prawie we wszystkich krajach demokracji ludowej z ZSRR włącznie, ale ze względu na nasze większe otwarcie na Zachód (co samo w sobie oczywiście jest zjawiskiem pozytywnym) działalność jego przybrała tutaj nie spotykane gdzie indziej lic. CC BY-SA Łódzki mural z reklamą Pewexu (fot. Przykuta, lic. CC BY-SA nie tylko towary pochodzenia zagranicznego, co byłoby jeszcze jako tako zrozumiałe, ale coraz więcej produktów polskich można otrzymać tylko via tzw. eksport wewnętrzny. Okres oczekiwania w spółdzielniach na mieszkanie wydłuża się, ale za dolary dostaniesz klucze nieomal natychmiast. Jeśli zaś nie doczekasz mieszkania, twoja rodzina może ci postawić nagrobek za walutę – inaczej będziesz czekał dwa, trzy lata. […]Zupełne horrendum to sprzedaż poprzez placówki «Pewexu» środków niezbędnych do rozwoju gospodarczego, np. hodowli. Obiegła Polskę anegdotka o chłopie, który chciał sprzedawać kartofle za dolary. Oburzeni klienci wołają milicjanta, na co chłop: «A za co ja inaczej kupię ciągnik, węgiel, cement na budowę chlewni?»”.(W. Jasiński [Jerzy Zieleński], O głupim dowcipie, który zrobiono Ludwikowi Waryńskiemu, „Zapis” 1978, nr 5, s. 145).Źródło:Powyższy tekst ukazał się pierwotnie jako jedno z haseł Abecadła PRL-u. Pozycja autorstwa Zdzisława Zblewskiego została opublikowana nakładem wydawnictwa Znak w 2008 lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, podział akapitów oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst poddano podstawowej obróbce obraz życia w komunistycznej Polsce
PRL Party Przy kolejnej imprezie okazało się, że koneserów zabaw w stylu "minionej epoki" nie brakuje. Młodzi ludzie, którzy często czasy PRL znają jedynie ze zdjęć, bądź opowiadań rodziców traktują imprezy w tym stylu jako coś niezwykłego, prześcigając się w pomysłach. Nie lada rarytasem na takim przyjęciu okazują się być: prawdziwa oranżada w kapslowanych szklanych butelkach, chałwa czy kiszone ogórki jako tradycyjna zakąska do polskiej wódki. Dekoracja takiego przyjęcia obowiązkowo powinna składać się z białych i czerwonych goździków, ceraty w kratkę, plakatów z popularnymi w tamtych czasach hasłami PRL'owskimi. Świetnym pomysłem jest także wydrukowanie etykiet na wódkę jak Wódka Czysta, Stołowa, Jarzębiak, Vistula, Mocna Strong Vodka itp. Zdjęcia takich etykiet znajdziecie bez problemu w internecie, po wydrukowaniu w kolorze wystarczy nakleić na obecną etykietę znajdującą się na butelce. Każdy z uczestników imprezy wzywany jest do stawienia się na takiej imprezie w stosownym stroju, nawiązującym to kultury minionych lat. Nasza impreza PRL Party była także imprezą z okazji 30-tych urodzin. Nie zabrakło żadnych z wymienionych powyżej elementów, dodatkowo w tle na ekranie odtwarzane były stare teledyski. Na stołach gościły półmiski z kiełbasą, kaszanką i pasztetową, w słoikach stały kiszone ogórki, do tego jarzynowa i szynka konserwowa w puszce. Prawdziwą atrakcją był tort, którego całym wierzchem była kartka na mięso i inne artykuły spożywcze :) A to kilka zdjęć: Lista Blogów
Hanna Zembrzuska i Jan Kobuszewski byli małżeństwem przez 63 lata. Czy znali receptę na szczęśliwy związek? „Nie ma sprawdzonej recepty, nam po prostu się udało” - powtarzała w wywiadach Hanna Zembrzuska. Gdy Jan Kobuszewski w jednym z wywiadów został zapytany: „Pan to musi bardzo kochać żonę”, odparł krótko: „Muszę”. O ich miłości na całe życie pisze Hanna Faryna-Paszkiewicz w książce "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny". Przedstawimy fragment książki, która ukazuje się teraz w Wydawnictwie MANDO. Hanna i Jan Kobuszewscy: jest jedna, jedyna…miłość Zaraz po dyplomie w życiu Jana Kobuszewskiego zaszła ważna zmiana. Zmiana na całe życie. Gdy tylko otrzymał pierwszy teatralny angaż, a tym samym zapowiedź bodaj namiastki finansowej samodzielności, w październiku 1956 roku stanęli przed ołtarzem z Hanną Zembrzuską, właściwie Hanią, takie bowiem imię zapisano w jej dokumentach. Jej mama, rodowita Bułgarka, przeczytała kiedyś Hanię Henryka Sienkiewicza. Nie wiedziała, że imię to ma w polskim języku inną, bardziej oficjalną formę. Hania była więc koleżanką ze Szkoły Teatralnej, śliczną dziewczyną o wielkim wdzięku i talencie. Studiowała rok niżej. Przyjęto ją, pod warunkiem że uwolni się od śpiewnego, bałkańskiego akcentu, że poprawi polszczyznę. Wspomina, że koledzy tłumnie ją adorowali, ale tylko Janek szedł z pomocą. Otoczył nieco zagubioną koleżankę opieką, partnerując jej w próbach do szkolnych zadań i poprawiając wymowę. Był to jego starannie ukrywany koncept. Okoliczności pierwszego spotkania nie były romantyczne, żadnego coup de foudre ani strzał amora. Ona, spytana, jak się poznali, czy na zajęciach, czy w towarzystwie, odpowiedziała, że… na korytarzu. On pamiętał, że zobaczył ją w Szkole, samą, siedzącą pod schodami. Gdzieś wspomniał, że była to kolejka do szkolnej poradni zawodowej. Nie było więc scen balkonowych, tylko banalne schody lub korytarz. Od dnia ślubu dane im było przeżyć razem sześćdziesiąt trzy lata, przedtem znali się ponad dwa. Nieraz byli pytani o receptę na tyle lat dobrego pożycia. I o to pierwsze spotkanie. Przecież powinno być magiczne. Nadzieję na niezwykłą odpowiedź rozwiewa ten sam do dziś widok szkolnego korytarza w gmachu przy Miodowej i zwykłych schodów. Dodajmy więc spacery po zajęciach uliczkami Starego Miasta, ślimakiem ulicy Karowej albo wino u Fukiera - to były pierwsze wspólne chwile. Hanna Zembrzuska miała problemy z akcentem z prostej przyczyny (…). Jej mama Paulina, dla rodziny Pola, z domu Beneva, była Bułgarką, rozmawiała więc z dziećmi w swoim języku. Mieszkali w Sofii. Ojciec Władysław Zembrzuski, Polak, zajęty był pracą w dyplomacji. Nie miał czasu na przekazanie polszczyzny dzieciom. Wspominała [Hanna – przyp. red.]: „Nie znałam dobrze języka polskiego, komisja przyjęła mnie na studia, pod warunkiem że opanuję mowę ojczystą, i to bez akcentu”. Piękna blondynka miała rzesze wielbicieli. „Janek był z nich najsprytniejszy, udawał, że jest tylko kolegą, pomagał w nauce, a potem powiedział, że mnie kocha. Ja też się w nim zakochałam. Przez następne dwa lata byliśmy parą”. Gdy ostatecznie Jan wygrał rywalizację o jej względy i był pewien wzajemnego uczucia, postanowił się oświadczyć. „Odwaliłem się w garnitur, kupiłem kwiaty, które wręczyłem przyszłej teściowej, dygnąłem grzecznie i… usiadłem. No i tak rozmawiamy sobie, rozmawiamy, a ja nie wiem, jak zacząć. Godzinę siedzę i nic. W końcu mój przyszły teść mówi: «Janek, ty zdaje się chciałeś o coś nas poprosić». «Tak, o rękę Hani», wyjąkałem z ulgą”. Hanna Faryna-Paszkiewicz "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny" Cywilny ślub państwa Kobuszewskich miał miejsce 7 października 1956 roku o godzinie 10, potem o 17 był ślub kościelny w akademickim kościele św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu. (…) Ksiądz, który udzielał sakramentu ślubu, wraz z życzeniami powiedział, że składali przysięgę, jakby byli po… szkole teatralnej. Zapewne dykcja i intonacja, ale także postawa, „mowa ciała”, zdradzały świeżo zdobyty zawód młodej pary. (…) Zawodowe drogi Hanny Zembrzuskiej i Jana Kobuszewskiego często prowadziły przez te same sceny, ale rzadko obsadzano ich w tych samych przedstawieniach. Zagrali na przykład razem w „Przygodach króla Artura” Sigrid Undset w Teatrze Telewizji (1960), w reżyserii Andrzeja Boguckiego, dwa lata później w Narodowym w „Zemście” (ona - Klarę, on - Papkina), a potem w sztuce Rittnera „Człowiek z budki suflera” (ona - Ewelinę Corelli, on - Kudeliusa), i w „Uczniu diabła” Shawa. (…) Po dyplomie Hanna Zembrzuska zagrała tytułową „Syrenę warszawską” w reżyserii Tadeusza Makarczyńskiego według noweli Stanisława Dygata. Potem, w 1958 roku, rolę pocztowej telegrafistki Irki w filmie „Wolne miasto” Stanisława Różewicza. Film opowiadał o przygotowaniach poprzedzających wybuch drugiej wojny światowej i tajnej misji Konrada Guderskiego (w tej roli Stanisław Jasiukiewicz). Telegrafistka Irka miała narzeczonego, marynarza Janka (grał go Jan Machulski). Niestety, dziewczyna ginie w ostrzeliwanym budynku gdańskiej Poczty Polskiej. Film nieraz pokazywano w telewizji w okolicach 1 września. Był traumatycznym obrazem dla córki państwa Kobuszewskich. „Chodź, zobacz, mamusię ci zastrzelili”, Maryna na zawsze zapamiętała tę scenę i czyjś bardzo niemądry komentarz, gdy wołano ją, by zobaczyła swoją bardzo młodą mamę na ekranie telewizora. (…) Śledząc ich równoległe zawodowe kariery, trudno nie zauważyć, że przez dziesięć pierwszych lat małżeństwa to Hanna przeżywała zawodowe spełnienie. Jan, jak sam wspominał, bywał „panem Zembrzuskim”. Z czasem grał więcej i tak już zostało. „Moje pierwsze honorarium oddałem żonie na prowadzenie domu. To było w 1956 roku. Kwota było bardzo mała. Wynosiła 904 złotych «na rękę» co stanowiło równowartość bodaj ośmiu dolarów”, wspominał ówczesne realia. Bywał zazdrosny o żonę. Kiedyś za saskokępskich czasów Hanna długo nie wracała do domu. Janek przemierzał balkon na piętrze. Wreszcie zauważył, że żona idzie, ale nie sama, tylko z… Andrzejem Łapickim. Zdaniem Jana zbyt czule i zbyt długo żegnali się przy furtce. Nie wytrzymał. Zjechał po rynnie i po prostu przegonił pana Andrzeja. Ona tłumaczyła, że to taki ładny chłopak, więc długo rozmawiali. Hanna Faryna-Paszkiewicz "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny" Wydawnictwo MANDO, Kraków 2021 Początkom jej zawodowej kariery towarzyszyły liczne fotosy, wywiady, zdjęcia na okładkach czasopism. Dzięki temu już w odległych latach pięćdziesiątych PRL-u artystyczne małżeństwo p. Kobuszewskich zyskało popularność. Jednak najpierw Hanna, potem Jan. Szły za tym nieśmiałe próby prasowej reklamy i podglądania życia prywatnego. Niby przyłapani na zakupach (eksportowa szynka w puszce w rękach Hanny), w drodze na sylwestra, w gabinecie luster wesołego miasteczka czy w domowych pieleszach. Gdy na świat przyszła ich córka Marianna, „Express Wieczorny” informował o tym fakcie na pierwszej stronie. Byli znani, lubiani, popularni. Czasem dla żartu, ale i z miłości do żony Jan wykorzystywał swoją rozpoznawalność. Na przykład: „Odwiedziliśmy kiedyś przyjaciół na Bielanach. Mieszkaliśmy na Mokotowie i Hania uparła się, że nie będziemy wracać do domu taksówką. Uznała, że jest zbyt droga, tym bardziej w nocy, i ona pojedzie do domu, owszem, ale tylko autobusem. Cóż było robić? Wyszedłem, złapałem autobus, który zjeżdżał do zajezdni, dałem kierowcy stówkę i podjechaliśmy razem pod okno. Wszedłem do domu przyjaciół i oświadczyłem: Haniu, jest już autobus. Ona na to zdziwiona: Gdzie? – A tu, pod oknem stoi”. Z upływem lat coraz częściej pytano ich, jak spędzić w harmonii tyle lat. Czy istnieje recepta na udany, długotrwały związek? „Hania uważa, że prócz miłości ważna jest tolerancja i cierpliwość. Przeżyliśmy razem wiele pięknych chwil i szybko przekonaliśmy się, że jesteśmy jak papużki nierozłączki. Kiedy jednemu coś dolega, drugie staje się nie do życia. Stąd właśnie byliśmy i jesteśmy dla siebie wielkim wsparciem, zwłaszcza w trudnych chwilach, takich jak choroba”, mówił Jan w 2018 roku. Hanna Zembrzuska kiedyś dodała: „Nigdy nie miałam wątpliwości, że wiążąc się z dryblasem z głową w chmurach, zrobiłam najlepszą rzecz w życiu”. Czy więc znali receptę na szczęśliwy związek? „Nie ma sprawdzonej recepty, nam po prostu się udało”, powtarzała w wywiadach Hanna Zembrzuska, a Jan dodawał: „Dobrze jest też mieć dzieci. Dzieci godzą. A potem dobrze jest mieć wnuki - bo to wielka frajda bez żadnej odpowiedzialności”. Hanna Zembrzuska mówiła, że w małżeńskim układzie była zwolenniczką kompromisów. Matka wpoiła jej nadto pewną zasadę: jeśli coś nas poróżniło w ciągu dnia, nie położę się spać niepogodzona z mężem. Medal za długotrwałe, pięćdziesięcioletnie pożycie otrzymali z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2006 roku. Także z tej okazji, razem z zespołem Teatru Kwadrat wzięli udział we mszy świętej na Jasnej Górze. W jednym z wywiadów z tej okazji na stwierdzenie „Pan to musi bardzo kochać żonę”, Jan Kobuszewski odpowiedział krótko: „Muszę”. Albo dla żartu, wychodząc naprzeciw niestworzonym plotkom, przedstawiał Hannę: „Moja pierwsza żona”. Ona natomiast pytana o ich związek wyznała poważnie: „Janek jest w moim życiu niezbędny”.
Wszystko zaczęło się od hitlerowskiego złota. Legendy o poutykanych w rozmaitych miejscach na Dolnym Śląsku nazistowskich skrytkach, wypełnionych złotem, pieniędzmi, biżuterią i dziełami sztuki, od połowy 1945 roku rozpalały wyobraźnię zarówno szarych obywateli, jak i członków peerelowskich bardzo szybko wpadła na trop skarbów, które Niemcy mieli podobno ukryć w twierdzy Breslau. Krótko po wojnie zaczęły się intensywne poszukiwania zaginionego majątku hitlerowców. Gra toczyła się o wysoką stawkę – chodziło o kilkadziesiąt ton złota z wrocławskiego skarbca, a także inne bogactwa pozostawione na Ziemiach Odzyskanych przez ich byłych dla zuchwałychChętnych do wzbogacenia się na powojennych łupach nie brakowało, lecz kiedy kolejne tropy okazywały się błędne, partyjni oficjele zaczęli szukać źródeł dodatkowego zarobku gdzieś indziej. Wyróżniał się wśród nich Ryszard Matejewski, wicedyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, szef departamentu II MSW (kontrwywiadu) i dyrektor generalny ds. SB w resorcie. Jak opisuje go w książce Zaginione złoto Hitlera, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont, Tomasz Bonek: Oczy zawsze mu się świeciły na myśl o złocie. W kraju przecież wciąż było bardzo biednie. Teraz miał możliwość zajęcia się jego poszukiwaniem. A że władza deprawuje, wiemy doskonale z historii i literatury. Matejewski też uległ pokusie. Pragnął złota i biżuterii ze wszystkich możliwych źródeł. Nie pogardziłby niemieckimi skarbami. Od lat 60. do 1971 r. grupa rabunkowa funkcjonariuszy MSW pod wodzą Matejewskiego przeprowadziła na Zachodzie tajną operację i nielegalnie pozyskiwała dewizy i złoto – kradli, dokonywali rozbojów z bronią w ręku, zastraszali, a może i dopuszczali się straszniejszych pieniądze miały iść na potrzeby wywiadu i kontrwywiadu, w rzeczywistości jednak pracownicy resortu "pożyczali sobie" biżuterię, dolary, niemieckie marki oraz funty szterlingi, a następnie je sprzedawali. Za zdobyte w ten sposób pieniądze zapewniali sobie odrobinę luksusu w siermiężnej peerelowskiej rzeczywistości. Na liście ich zakupów znajdowały się telewizory, kawa i szynka w puszce z Peweksu czy ekskluzywne "Żelazo", póki gorące!W końcu wpadli – dzięki donosom "życzliwych" kolegów, którzy również uczestniczyli w procederze, ale (we własnym mniemaniu) zarabiali na nim za mało. Gdy o sprawie zrobiło się głośno, oficerowie MSW w panice ukryli część zagrabionych majątków na terenie swoich ogródków działkowych nad Zalewem Zegrzyńskim (stąd kryptonim całej afery – "Zalew"). Zdało się to jednak na nic. Tomasz Bonek w książce Zaginione złoto Hitlera wylicza: Aresztowano 36 osób, skazano kilka, w tym Ryszarda Matejewskiego – na 12 lat pozbawienia wolności. W ich domach śledczy znaleźli 82 kilogramy złota, ponad 150 tys. dolarów amerykańskich oraz 5 mln złotych. Całość o wartości 40 mln złotych. Pozostali pracownicy „ministerstwa poszukiwania skarbów” dostali kary od 2 lat i 6 miesięcy do 9 lat więzienia. Można by pomyśleć, że takie wyroki zadziałają prewencyjnie. Ale nie, w najmniejszym stopniu nie odstraszyły one chętnych do łatwego zarobku. W połowie lat 80. wybuchł kolejny skandal – tym razem nazwany aferą "Żelazo".Znów poszło o nielegalne pozyskiwanie funduszy – rzekomo na akcje wywiadowcze, a faktycznie – na zapewnienie sobie przez wysoko postawionych urzędników MSW wygodnego życia w PRL. W tym "szczytnym" celu zaangażowani w akcję gangsterzy byli gotowi posunąć się do wszystkiego. Nawet do morderstwa (choć utrzymywali, że ofiary śmiertelne były niezamierzone).Jak obliczono, ministerialny łup obejmował sto kilogramów złota (głównie biżuterii), dużo kamieni szlachetnych, luksusową odzież, zapalniczki, a także kilkaset kontenerów ze srebrem. Kierujący wówczas I Departamentem MSW Mirosław Milewski tłumaczył później pokrętnie: Była to operacja nietypowa, operacja taka, w której śmierdziało. Stąd trzeba było mieć zgodę określonego wyższego szczebla. Na ogół ja sobie nie przypominam, żeby poza sprawami jakimiś szczegółowymi, operacjami, żeby sekretarz KC czy premier coś akceptował. Więc widocznie uznana była ta sprawa za tej skali, wagi. Brało się to z tego, że wówczas to zapotrzebowanie na pieniądze było wielkie i stąd szukało się wszelkich sposobów. Z jego zeznań wynikało, że część zdobytych na działalności przestępczej skarbów przywłaszczyli sobie przedstawiciele najwyższych władz: Edward Gierek, jego żona Stanisława, Jan Szydlak, Zdzisław Grudzień i inni. Sporo łupów upłynnili też w tajnym sklepiku działającym w budynku ministerstwa w latach 70. szeregowi pracownicy, którzy skradzioną biżuterię i inne precjoza otrzymywali w ramach premii. Ostatecznie przestępczą działalność MSW ukrócono, a Mirosława Milewskiego usunięto z Biura Politycznego – Przestępcza Republika LudowaAfery "Zalew" i "Żelazo" – choć niewątpliwie najgłośniejsze – bynajmniej nie były jedynymi przypadkami nadużyć w czasach komunizmu. W Ludowej Polsce przestępstwa gospodarcze były na porządku dziennym. Co więcej, również klepiący biedę szarzy obywatele nie byli święci, choć w ich przypadku łatwiej chyba o zrozumienie motywów kryminalnego postępowania. Mirosław Romański podsumowuje: Zjawisko afer, nadużyć, przestępstw gospodarczych widoczne w życiu społecznym przez cały okres PRL istniało praktycznie na każdej płaszczyźnie. Obejmowało wiele osób z różnych grup społecznych – od czołowych decydentów państwowych, poprzez lokalnych przywódców, szefów zakładów pracy, prezesów spółdzielni, a także osób w żaden sposób niezwiązanych z partią. Dla tych, którzy sprawowali władzę, stanowisko umożliwiało załatwienie wielu spraw, toteż bardziej lub mniej sprytnie to wykorzystywali, niejednokrotnie narażając się prawu. Z kolei dla zwykłych obywateli, którym żyło się w PRL na ogół ciężko, możliwość dodatkowego przychodu była jak najbardziej pożądana. Stąd rosnąca spekulacja, handel dewizami, sprowadzanie dóbr materialnych z skali zjawiska najlepiej świadczy fakt, że według oficjalnych danych Prokuratury Generalnej tylko w 1980 roku aż około tysiąc skierowanych do sądów aktów oskarżenia dotyczyło różnego rodzaju afer gospodarczych. Objęły one 3,4 tysiąca osób, z czego jedna trzecia piastowała wysokie funkcje 491 przypadkach oskarżeni byli podejrzewani o zabór mienia o wartości powyżej 200 tysięcy złotych, 51 spraw dotyczyło łapówkarstwa powyżej 100 tysięcy złotych, a 159 – tzw. niegospodarności. W kolejnym roku prowadzono śledztwa przeciwko czterem ministrom, siedmiu wiceministrom oraz siedmiu sekretarzom KW PZPR. Jak widać Gomułka, który jeszcze w latach 60. (przy okazji afery mięsnej, w związku z którą aresztowano ponad 400 osób) twierdził, że „wystarczy powiesić kilku aferzystów, a zapanuje porządek”, mocno się przeliczył…Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów "Świat Wiedzy Historia", "Świat Wiedzy Ludzie" oraz "Świat Wiedzy Sekrety Medycyny".Zapisz się na nasz specjalny newsletter o newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze tych dawnych PRL - owskich dygnitarzy byly : ...kamienie szlachetne, zloto, droga odziez i (sic! )...zapalniczki ! Autor czasami, nie ma klopotow z glowa ?!Ten co to pisał to pisze bzdury jakich mało !!!Tylko malutka część sie tego zgadza !!!Afera Żelazo dotyczy wywiadu byłych pracowników SB gdzie główna role odgrywali bracia z Bielska-Białej !!Nigdy z tego nie zostali rozliczeni To tak na marginesieDzięki temu właśnie Olejnik, Kraśko, Jaruzelska itp. spijają teraz śmietankę. Dostali dobrego kopa na afera telegraf ? skoki ? srebrna ? wolomin ? itd itp. zyja ludzie ktorzy to pamietajaKradniemy i co nam zrobicie kmiotki?! PiS rządzi i mamy wasze pieniędze napiszcie jak było po1989roku aws i inniA już myślałem, że będzie to współczesna opowieść o SKOK-ach lub Srebrnej, a to tylko jakaś co piszą komentarze i je komentuje to są ludzie którzy dobrze mają dobrze za uszami, i co mogą wiedzieć o tamtych czasach, banda komunistyczna niszczyła ludzi prawych i biednych. Jeśli nie wiecie, to nie wypowiadajcie się głupio. Głupota ludzka nie zna granic. teraz to dopiero sa zlodziejeKradli i kradli wtedy nasi ojcowie i my teraz kradniemy bo my ich synowieTo tak jak król Midas..cokolwiek dotknął, zamieniało się w złoto...I umarł z głodu...a w ogóle, to przesadzacie z tym złotem tamci złodzieja są do dzisiaj ich dzieci i dzieci dzieci itd , itd ,itd .......za kilkanascie lat odkryjemy afery z lat 1990-2010
Czternaście lat temu, w październiku 2006 roku, zaprzestano produkcji w Krotoszyńskich Zakładach Przetwórstwa Mięsnego przy ul. Kobylińskiej 1. Bez pracy zostało 170 osób, a wyroby mięsne sygnowane marką Krotoszyn, w tym niepowtarzalna wędzonka krotoszyńska z tego zakładu, zniknęły z polskich stołów. Tak zakończyła się licząca równo 120 lat historia jednego z największych w naszym mieście zakładów pracy. Bogate tradycje rzeźnicze i wędliniarskie Krotoszyna sięgają XV wieku. Już wtedy nasze miasto dało się poznać jako znaczący ośrodek produkcji smakowitych produktów z wieprzowiny, wytwarzanych w zakładach rzemieślniczych prowadzonych i nadzorowanych przez cechy rzeźników. Prawdziwy przełom w produkcji wyrobów mięsnych nastąpił jednak, podobnie jak to miało miejsce w całej Europie, wraz z nastaniem epoki przemysłowej w połowie XIX wieku. Pod koniec ówczesnych lat 60. u zbiegu ulic Sienkiewicza, Rawickiej, Zacisze i Kobylińskiej postawiono masywne ceglane budynki, początkowo służące jednemu z trzech miejskich browarów, tj. browarowi Baumgarta. W 1886 roku piwowarzy Baumgarta oddali jednak pole bardziej prężnemu Krotoszyńskiemu Browarowi Parowemu Heppnera i Katzenellbogena, a budynki zmodernizowali dla potrzeb przetwórstwa mięsnego. Tak powstały Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego, z powodzeniem produkujące przez 120 lat najwyższej jakości produkty mięsne na rynek krajowy i na eksport. Szkolenie kadr masarskich Wraz z żywiołowym rozwojem przemysłu – w tym mięsnego – w Krotoszynie założono pierwszą niemiecką szkołę zawodową: Die staatliche gewerbliche Fortbildungsschule. Rozpoczęła ona działalność już w 1886 roku. Kształcono tam poszukiwanych na rynku pracy rzeźników-masarzy. W 1900 r. szkołę tę przekształcona w Handlową Szkołę Dokształcającą – Kaufmännische Fortbildungsschule – a następnie w Kupiecką Szkołę Dokształcającą, do której w latach 1917-1931 uczęszczało 281 uczniów oraz Dokształcającą Szkołę Zawodową, którą w latach 1925-1939 ukończyło uczniów. Szkoła kształciła młodzież dla zakładów rzemieślniczych oraz małych firm prywatnych, których właściciele prowadzili praktyki zawodowe dla uczniów. W 1945 roku powstała w Krotoszynie średnia Szkoła Zawodowa, której uczniowie odbywali praktyki w państwowych zakładach pracy, w tym cieszących się zasłużoną już sławą Krotoszyńskich Zakładach Przetwórstwa Mięsnego. W 1951 roku z Łodzi do Krotoszyna przeniesiono powstałe w 1941 roku Technikum Przemysłu Mięsnego, które na przełomie lat 1953/1954 przejęło administrację i majątek Szkoły Zawodowej. Przy Technikum Przemysłu Mięsnego utworzono Wydział Zasadniczej Szkoły Zawodowej dla Pracujących. W ten sposób w naszym mieście powstał jedyny wówczas ośrodek w kraju kształcący w zakresie przetwórstwa mięsnego. Jego uczniowie i absolwenci cieszyli się w czasach PRL i później opinią znakomitych fachowców, których umiejętności doceniały zakłady masarskie w całym kraju. Warto wspomnieć, że zespoły uczniów Technikum Przemysłu Mięsnego wielokrotnie zajmowały pierwsze miejsce w kraju w Ogólnopolskim Konkursie Wiedzy z Zakresu Technologii Mięsa (1987, 1988, 1996, 1998, 2002, 2004, 2005, 2006); wyróżnienie to przypadło też w udziale kilku uczniom występujących w konkursie indywidualnie. W 1998 roku szkoła zdobyła trzecie miejsce w kraju w Olimpiadzie Wiedzy o Przetwórstwie Żywności. Jak więc widać, od samego początku istnienia w naszym mieście przemysłu mięsnego dbano o kształcenia kompetentnych kadr dla największego zakładu pracy, jakim było Krotoszyńskie Przetwórstwa Mięsnego. Bekon krotoszyński – przedwojenny hit eksportowyProdukcja mięsna w Krotoszynie szybko nabierała tempa wraz z sukcesywnym wprowadzaniem po I wojnie światowej taśm produkcyjnych i masowego zatrudniania masarzy z całej okolicy. Już w latach międzywojennych o naszym zakładzie stało się głośno w Europie. Krotoszyn przed wojną słynął z takich wiktuałów, jak szynki, bekony, balerony i polędwice. Produkowany tutaj bekon, a więc najwyższej jakości boczek pozyskiwany ze schabu (tzw. back bacon), masowo eksportowany był do Wielkiej Brytanii, gdzie z powodzeniem konkurował z produktami z innych części świata. Z czasem doświadczenie zdobyte przy produkcji bekonów zaprocentuje opracowaniem krotoszyńskiego mięsnego hitu wszechczasów, czyli wędzonki krotoszyńskiej. W latach powojennych Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego zostały znacjonalizowane, a w późniejszym okresie (lata 60. i 70.) poważnie zmodernizowane i rozbudowane. Na przestrzeni 31 lat, czyli między 1945 a 1976 rokiem, wielokrotnie zmieniały też nazwę i strukturę organizacyjną. Wystarczy wymienić same nazwy, by złapać się za głowę: Przedsiębiorstwo Państwowe Zakłady Mięsne w Krotoszynie; Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Poznaniu, Zakłady Mięsne w Krotoszynie; Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Krotoszynie; Krotoszyńskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Terenowego; Przedsiębiorstwo Państwowe w Krotoszynie; Okręgowe Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Kole, Zakłady Mięsne w Krotoszynie. Po 1989 roku było niewiele lepiej: raz KZPM nazywały się Zakładami Przetwórstwa Mięsnego Sp. z innym razem Przedsiębiorstwem Produkcyjno-Handlowym CJC „Kupiec” w Koźminie Wielkopolskim, a wreszcie Czesław Jagła prowadzący działalność gospodarczą Zakłady Mięsne w Krotoszynie.„Krotoszyn” i „Atalanta” cenionymi markami PRL-u W epoce Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z sukcesem utrzymywano wysoką jakość produktów marki „Krotoszyn”, znaną z czasów II RP, ale kłopoty aprowizacyjne nie pozwalały w pełni wykorzystać możliwości zakładu i ponadprzeciętnych umiejętności jego wykwalifikowanej kadry, liczonej już w setkach osób. W roku 1965 Krotoszyńskie Zakłady Przemysłu Terenowego Zakład Przetwórstwa (taka nazwa wówczas obowiązywała) były jednym z największych w naszym kraju zakładów przetwórstwa mięsnego, zatrudniającym bez mała 800 pracowników. W skład Zakładów wchodziły rzeźnia, przetwórnia, bekoniarnia i tuczarnia drobiu, a przedmiotem działalności było: ubój żywca, przetwórstwo mięsne, sprzedaż mięsa i przetworów mięsnych, zbiórka produktów ubocznych poubojowych, kontraktacja i skup trzody bekonowej oraz wykonywanie zadań specjalnych, zleconych przez zwierzchnią jednostkę organizacyjną z siedzibą w Poznaniu. Nie dziwi więc fakt, że był to podówczas największy zakład pracy w Krotoszynie, utrzymujący sporą część populacji miasta. Krotoszyńskie zakłady mięsne specjalizowały się w produkcji konserw, których smak znany był w całej Polsce. Produkowano 16 rodzajów konserw, w których zamykano takie cenione przez Polaków potrawy jak flaki, pulpety i bigosy. O strategicznym znaczeniu KZPM przesądzał fakt, że przeważająca większość produkcji – nawet 86 procent – stanowiła produkcja eksportowa trafiająca aż do 14 krajów świata, w tym do USA, Francji, Italii, RFN i Wielkiej Brytanii. W owym czasie szynka konserwowa „Atalanta” pakowana do gustownych kolorowych metalowych opakowań uznawana była przez ekspertów za najlepszą puszkowaną szynkę na świecie. Szybko krotoszyńska „Atalanta” stała się poszukiwanym na polskim rynku i cenionym wiktuałem, będącym w przaśnej komunistycznej rzeczywistości synonimem luksusu. Za największy i kultowy wręcz produkt Krotoszyńskich Zakładów Przetwórstwa Mięsnego aż do końca dni tego przedsiębiorstwa uchodziła produkowana według specjalnej receptury wędzonka krotoszyńska. Była to surowa wędzonka wieprzowa bez skóry, zawierająca w sobie schab oraz fragment boczku, poddawana w czasie produkcji peklowaniu oraz wędzeniu. Recepturę tego specjału technologowie żywności z Krotoszyna opracowali na przełomie lat 50. i 60. Niektórzy uznają do dziś wędzonkę krotoszyńską za osolony i podwędzony bekon, czyli boczek wycinany ze schabu, znakomicie nadający się do dań kuchni angielskiej i amerykańskiej. Wędlina ta odznaczała się wyjątkową soczystością i niepowtarzalnymi walorami smakowymi. Z czasem ogólna receptura została udostępniona (sprzedana) innym zakładom mięsnym w Polsce, ale smak wędzonki krotoszyńskiej z Krotoszyna (jak to brzmi!) był nie do podrobienia. Nic dziwnego, że po latach, już w XXI wieku, wędzonka krotoszyńska została wpisana na zastrzeżoną listę produktów regionalnych Wielkopolski. Wielką sławę zdobyła też szynka krotoszyńska zwana „mandoliną”. Mandolina była szynką surową podsuszaną wytwarzaną z całych udźców wieprzowych z kością według wielkopolskich tradycji chłopskich. Niższa zawartość soli nadawała „mandolinie” charakterystyczny łagodny słodkawy smak. Szynka ta znakomicie się sprzedawała w kraju i za granicą, słusznie uchodząc za poważnego konkurenta znanej na całym świecie włoskiej szynki jak inne znaczące zakłady mięsne w PRL, KZPM, choć specjalizowały się w przetwórstwie wieprzowiny, zajmowały się również przetwarzaniem dziczyzny i drobiu. Wysoko cenione na rynku były krotoszyńskie pasztety drobiowe i podwędzana wątrobianka, produkowana na wzór niemiecki na bazie wątroby wieprzowej oraz tłuszczu z podgardla z dodatkiem majeranku, ziela angielskiego i gałki muszkatołowej. Nie da się ukryć, że lata dyktatury komunistycznej (1944-1989) były jednocześnie najbardziej produktywnym i najlepszym czasem dla krotoszyńskiego przemysłu mięsnego. To wtedy wypromowano i utrwalono markę „Krotoszyn” wśród konsumentów. Było to możliwe dzięki rygorystycznemu przestrzeganiu Polskich Norm dotyczących zawartości mięsa w produkcie i sposobu jego obróbki. W nowej rzeczywistości ustrojowej rygory poluzowano, co w ostateczności doprowadziło do upadku tak marki, jak i samych przebłyski najwyższej jakościPo 1989 roku zakłady ponownie przeszły w ręce prywatne. Od 1991 roku przez kilka lat działały pod nazwą Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe CJC „Kupiec” w Koźminie Wielkopolskim. Firma jednak padła u progu lat dwutysięcznych. Tak więc ostatnim właścicielem KZPM okazał się Czesław Jagła, który przekształcił zakład w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Powołano do życia 4-osobową radę nadzorczą, jednak tylko wtajemniczeni wiedzieli, kto z imienia i nazwiska krył się pod inicjałami jej członków: i Wiadomo jednak, że w latach 2002–2006 wiceprezesem zarządu odpowiedzialnym za skup, zaopatrzenie, technologię i produkcję był Grzegorz Gęsiarek, który pod koniec swojej kariery w ZPM objął stanowisko dyrektora handlowego (marzec–listopad 2006). Na początku XXI w., w okolicach roku 2000, krotoszyńska fabryka funkcjonowała pod pełną nazwą: Krotoszyn Zakłady Mięsne Sp. z Zakłady Przetwórstwa latach dziewięćdziesiątych i na początku lat dwutysięcznych prywatna już teraz firma zatrudniała do 650 osób, posiadała własną bazę magazynową na terenie miasta oraz sieć sklepów firmowych i patronackich na terenie całego kraju oferujących w sprzedaży ponad 200 różnych asortymentów (inaczej mówiąc: wyrobów). Półtusze zwierzęce dostarczała w pierwszej kolejności wchodząca w skład konsorcjum rzeźnia w Ostrowie Wielkopolskim oraz pomniejsze ubojnie z okolicy. Dzięki długoletniej tradycji opracowywania ciekawych receptur krotoszyńskie zakłady mogły pochwalić się uzyskaniem i wdrożeniem w życie wielu certyfikatów jakości mięsa (dotyczyło to również systemów zarządzania). Dzięki temu wyroby z naszego miasta eksportowano do krajów Unii Europejskiej, Europy Wschodniej oraz do Stanów Zjednoczonych. Obroty KZPM oscylowały w owym czasie w granicach nawet 84 milionów złotych. O tym, jak ważne dla kraju i naszego regionu były Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego niech świadczy fakt, że w 2001 roku uzyskano certyfikat normy obronnej, dzięki któremu wyroby firmy były kupowane przez polską armię oraz Agencję Rezerw Materiałowych, dbającą o gromadzenie zapasów żywności dla wsparcia ludności i gospodarki w sytuacjach kryzysowych i wojennych. To najlepiej świadczy o tym, jakim zaufaniem cieszyły się krotoszyńskie wędliny i inne przetwory w oczach polskiego konsumenta jeszcze przed dekadą. Fuzja umiejętnościPo zdobyciu Lublina przez wojska sowieckie, już we wrześniu 1944 roku nowe komunistyczne polskie władze podjęły decyzję o otworzeniu czteroletniego Gimnazjum i trzyletniego Liceum Technologiczno-Chemicznego z rozszerzonym programem nauki chemii. Program nauczania pozostał w zasadzie bez zmian i opierał się niemal w całości na założeniach przedwojennych. Po kilku latach, we wrześniu 1950 roku, zarządzeniem Ministerstwa Przemysłu Rolnego i Spożywczego Centralny Zarząd Szkolenia Zawodowego utworzył w tym mieście Państwową Szkołę Przemysłu Mięsnego. W jej skład wchodziło powstałe we wrześniu 1941 roku z inicjatywy wspaniałego pedagoga i patrioty inż. Władysława Borodajko Technikum Przemysłu Mięsnego. Dyrektorem szkoły był w owym czasie Zygmunt Boluk. Ze względu na poważne kłopoty lokalowe po kilku miesiącach funkcjonowania Technikum Przemysłu Mięsnego wydzielono ze struktur lubelskiej szkoły i przeniesiono do Łodzi, a następnie, już w roku 1951, do Krotoszyna. Od tej pory – aż do 2006 roku – ok. 30 absolwentów rocznie opuszczało mury Technikum, znajdując natychmiast zatrudnienie w Krotoszyńskich Zakładach Przetwórstwa Mięsnego, stale powiększających swoją produkcję, skierowaną przede wszystkim na eksport. Należy przy tym pamiętać, że w epoce PRL absolwenci szkół zawodowych mieli pierwszeństwo przy przyjmowaniu do pracy, co dzisiaj wydaje się czymś zupełnie niepojętym. Warto podkreślić, że uczniowie krotoszyńskiego Technikum Przetwórstwa Mięsnego w pełni zasługiwali na to, by pracę w zawodzie znajdować natychmiast po opuszczeniu murów szkoły. Wyselekcjonowane zespoły uczniów wielokrotnie zajmowały bowiem pierwsze miejsce w kraju w Ogólnopolskim Konkursie Wiedzy z Zakresu Technologii Mięsa (1987, 1988, 1996, 1998, 2002, 2004, 2005, 2006); wyróżnienie to przypadło też w udziale kilku uczniom występujących w konkursie indywidualnie. W 1998 roku szkoła zdobyła trzecie miejsce w kraju w Olimpiadzie Wiedzy o Przetwórstwie Żywności. Jak więc widać, od samego początku istnienia w naszym mieście przemysłu mięsnego dbano o kształcenia kompetentnych kadr dla największego zakładu pracy, jakim były przez całe dekady Zakłady Mięsne w krotoszyński – przedwojenny hit eksportowyProdukcja mięsna w Krotoszynie szybko nabierała tempa wraz z sukcesywnym wprowadzaniem po I wojnie światowej taśm produkcyjnych i masowego zatrudniania masarzy z całej okolicy. Już w latach międzywojennych o naszym zakładzie stało się głośno w Europie. Krotoszyn przed wojną słynął z takich wieprzowych wiktuałów, jak szynki, bekony, balerony i polędwice. Nad ich unikatową jakością czuwali absolwenci funkcjonującego od 1919 roku Wydziału Rolniczo-Leśnego Uniwersytetu Poznańskiego, który działał nawet pod okupacją niemiecką od 1942 roku w ramach tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich. Produkowany w Krotoszynie bekon – a więc najwyższej jakości boczek pozyskiwany ze schabu (tzw. back bacon), lecz pozbawiony cenionej na polskim rynku sporych rozmiarów otoczki tłuszczowej – masowo eksportowany był do Wielkiej Brytanii, gdzie z powodzeniem konkurował z produktami z innych części świata. Krotoszyński bekon produkowany był w ilości ok. 2 tys. ton rocznie i dostarczany koleją do portu w Gdyni, skąd był transportowany statkami do Anglii i Szkocji. W latach powojennych Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego zostały znacjonalizowane, a w późniejszym okresie (lata 60. i 70.) poważnie zmodernizowane i rozbudowane. Na przestrzeni 31 lat, czyli między 1945 a 1976 rokiem, wielokrotnie zmieniały też nazwę i strukturę organizacyjną. Wystarczy wymienić same nazwy, by złapać się za głowę: Przedsiębiorstwo Państwowe Zakłady Mięsne w Krotoszynie; Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Poznaniu, Zakłady Mięsne w Krotoszynie; Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Krotoszynie; Przedsiębiorstwo Państwowe w Krotoszynie; Okręgowe Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Kole, Zakłady Mięsne w Krotoszynie. Po 1989 roku było niewiele lepiej: raz KZPM nazywały się Przedsiębiorstwem Państwowym Zakłady Mięsne w Krotoszynie Sp. z (do 1994 roku), innym razem Przedsiębiorstwem Produkcyjno-Handlowym CJC „Kupiec” w Koźminie Wielkopolskim, a wreszcie Czesław Jagła prowadzący działalność gospodarczą Zakłady Mięsne w na pulsie, czyli jakość ponad wszystkoOd 1962 r. Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego (KZPM) stale współpracowały z Wydziałem Technologii Rolno-Spożywczej przy Wyższej Szkole Rolniczej i Akademii Rolniczej w Poznaniu (obecnie Uniwersytet Przyrodniczy), a później z kierowanym przez prof. Wincentego Pezackiego Instytutem Technologii Mięsa. Warto przy tym pamiętać, że jako samodzielna uczelnia WSR funkcjonowała dopiero od 1951 r., choć jej początki to 1870 r., kiedy to w Żabikowie pod Poznaniem August Cieszkowski pod tą samą nazwą założył jedyną wyższą uczelnię na ziemiach polskich pod zaborem pruskim (została zlikwidowana po 7 latach). Normy jakościowe, którym w owym czasie musiały sprostać eksportowe produkty mięsne, były bardzo wyśrubowane. Amerykanie na przykład wymagali, by ilość wody w szynce nie przekraczała 3 proc. (sic!). Dlatego też na przestrzeni 45 lat istnienia PRL stale dbano o podnoszenie kwalifikacji zawodowych wszystkich pracowników. Trzymano rękę na pulsie, by nie stracić zaufania importerów. Co kwartał lub minimum raz na pół roku w Warszawie odbywała się narada produkcyjna z udziałem przedstawicieli wiodących zakładów mięsnych, na której omawiano zagadnienia dotyczące jakości produktów mięsnych kierowanych na eksport, wyznaczano obowiązujące standardy produkcji oraz wysłuchiwano uwag importerów. W naradach produkcyjnych KZPM zawsze reprezentowali majster, brygadzista i zastępca dyrektora ds. produkcji. Z kolei co rok lub raz na 2 lata dyrektor generalny i majster udawali się do odbiorców w USA i Anglii, gdzie przyjmowali uwagi dotyczące produktów i zapoznawali się z najnowszymi trendami na rynku. Współpraca instytucjonalna z zagranicą rozwijała się jeszcze w latach osiemdziesiątych XX w., kiedy to nawiązano kontakty z Kombinatem Przetwórstwa Mięsnego w Erfurcie (ówczesna NRD, land Saksonia). Począwszy od 1987 r. co roku do Erfurtu udawała się 4-osobowa delegacja, która na miejscu poznawała nowe technologie [np. uboju świń w rzeźni zlokalizowanej w Karl-Marx-Stadt (obecnie Chemnitz)] oraz wymieniała się z niemieckimi kolegami doświadczeniami. W skład delegacji wchodzili: dyrektor, gł. technolog, mechanik i związkowiec z CRZZ. Ten ostatni był o tyle kluczowy, że KZPM prowadziły z Kombinatem w Erfurcie również wymianę młodzieży oraz organizowały wczasy pracownicze. Jak więc widać, praca na rzecz importu odbywała się na wysokich obrotach i w ścisłym reżimie technologicznym. O tym, jaką wagę przywiązywano do jakości świadczy fakt, iż w KZPM wydawano nawet własny specjalistyczny biuletyn zawierający ważne dla zakładu i branży mięsnej informacje.„Krakus” najcenniejszą marką PRL Swoją markę zakłady mięsne w Krotoszynie wypracowały już w latach międzywojennym, kiedy to eksport bekonu i szynek do Anglii i USA osiągnął znaczne rozmiary. Tę tendencję utrzymano w latach tużpowojennych. Między 1945 a 1951 r. (która to data wydaje się dla naszego miasta i zakładów mięsnych kluczowa z kilku względów) odtworzono moce produkcyjne, zatrudniono absolwentów poznańskich uczelni i krotoszyńskich zawodówek, podnoszono jakość produktów oraz starano się odzyskać utracone na pewien czas rynki angloamerykańskie. Podjęto współpracę ze środowiskami polonijnymi, które mogły pomóc przebić się na wymagający rynek amerykański; zresztą Krotoszyn w latach PRL słynął z tego, że obok Jasła i Moniek był największym ośrodkiem emigracji do Ameryki. Niemal każda krotoszyńska rodzina miała „wujka w Ameryce”, co naturalnie oznaczało, iż mogli oni lobbować na rzecz specjałów z krotoszyńskich zakładów lutym 1951 r. powstało specjalizujące się w eksporcie mięsa przedsiębiorstwo państwowe Centrala Importowo-Eksportowa Artykułów i Przetworów Pochodzenia Zwierzęcego „Animex”. Był to największy w Polsce eksporter mięsa, który natychmiast podjął szeroką współpracę z Krotoszynem. „Animex” już w 1950 r. zarejestrował w USA markę „Krakus”, pod którą kryła się najwyższej jakości szynka konserwowa peklowana w ozdobnych puszkach o pojemności 3 lbs (1,4 kg) i 5 lbs (2,26 kg). Legendarna jakość, kolorowe tłoczone etykiety oraz charakterystyczny trójkątny kształt metalowego opakowania sprawiały, że słynna „mandolinka” z Krotoszyna zawierająca w puszce aż 80 proc. mięsa szybko stała się w PRL synonimem luksusu i niepowtarzalnego smaku. Zresztą szynki konserwowe z Krotoszyna wypuszczano na rynki USA i Kanady również w krótkich „kolekcjonerskich” seriach, zwanych „Atalanta” i „Polka”. W latach sześćdziesiątych szynki te uznawane były przez ekspertów za najlepsze puszkowane szynki na świecie! Warto zauważyć, że od 1994 r. „Animex” SA nadal z powodzeniem wytwarza i sprzedaje szynkę „Krakus”, rygorystycznie trzymając się przy tym receptury i jakości mięsa znanych jeszcze z ton wieprzowiny na eksportW latach osiemdziesiątych, w szczytowym okresie rozwoju Zakładów Mięsnych w Krotoszynie, na eksport – który stanowił co najmniej 70–80 proc. produkcji – wysyłano do 10 tys. ton różnych przetworów z wieprzowiny. Trafiały one do 14 krajów świata, przede wszystkim do Anglii i USA, ale również do RFN, Francji i Italii. Zdarzyło się nawet podczas kryzysu rakietowego z 1962 r., kiedy świat stanął na progu III wojny światowej, że z rozkazu władz centralnych PRL krotoszyńskie konserwy trafiły na Kubę w ramach „bratniej pomocy”!Najważniejszym krotoszyńskim wyrobem eksportowym był bekon (uszlachetniony boczek z elementami schabu). Trafiał on na rynek angielski i szkocki. Rocznie produkowano go do ton. Początkowo były to półtusze całe, bez głów i nóg, ale z czasem zaczęto przetwarzać je w poszczególne asortymenty: szynki surowe peklowane ze skórą (gammons), bekon środkowy (middles) – z niego wywodziła się późniejsza wędzonka krotoszyńska – i segment produkcji eksportowej stanowiły szynki w puszce typu mandolina (trójkątne) i blok (prostokątne). Wysyłano ton rocznie gotowego produktu, głównie pod marką „Krakus” oraz „Atalanta” i „Polka”. Szynki puszkowane trafiały do USA i czasami do kolei wyłącznie do Anglii trafiały krotoszyńskie wędliny. Mowa tu o kiełbasie dębowieckiej czarnej, kiełbasie beskidzkiej, szynce rolowanej i kabanosach. W ciągu roku, w zależności od wielkości zamówień, produkowano tych specjałów od 600 do 800 ton. Ostatnim ważnym segmentem eksportowej produkcji mięsnej w zakładach krotoszyńskich były konserwy marki „Krakus”, „Krotoszyn” i „PEK”. Były to: szynka mielona (PEK Chopped Pork, Chopped Pork Gold), gulasz angielski, mielonka wieprzowa, turystyczna luksusowa. Dziennie wytwarzano tych konserw, najczęściej o gramaturze 200 g, około 3–4 ton, co w skali roku dawało maksymalnie krotoszyńska tylko na polski rynekProdukcja na rynek krajowy była dużo skromniejsza. Obejmowała ona przede wszystkim wędliny. Ich produkcja stale rosła: od ok. 800 ton rocznie w latach 60. i 70., do ok. ton w połowie lat 80. XX w. Dziennie wytwarzano od 8 do 10 ton wędlin, które kierowano głównie na rynek lokalny. Były to kiełbasy surowe, podwędzane i parzone, szynki drobno mielone i surowe, szynki rolowane, boczek, schab wędzony, baleron, metka wędzona, polska surowa, kiełbasa biała, kiełbasa zwyczajna, polędwica sopocka, kabanosy. Asortyment wędlin obejmował 14 produktów. Za największy i kultowy wręcz produkt krajowy Krotoszyńskich Zakładów Przetwórstwa Mięsnego aż do końca dni tego przedsiębiorstwa uchodziła produkowana według specjalnej receptury wędzonka krotoszyńska. Była to surowa wędzonka wieprzowa bez skóry, zawierająca w sobie schab oraz fragment boczku, poddawana w czasie produkcji peklowaniu oraz wędzeniu. Recepturę tego specjału technologowie żywności z Krotoszyna opracowali na przełomie lat 50. i 60. Niektórzy uznają do dziś wędzonkę krotoszyńską za osolony i podwędzony bekon, czyli boczek wycinany ze schabu, znakomicie nadający się do dań kuchni angielskiej i amerykańskiej. Wędlina ta odznaczała się wyjątkową soczystością i niepowtarzalnymi walorami smakowymi. Z czasem ogólna receptura została udostępniona innym zakładom mięsnym w Polsce, ale smak wędzonki krotoszyńskiej z Krotoszyna (jak to brzmi!) był nie do podrobienia. Nic dziwnego, że po latach, już w XXI wieku, wędzonka krotoszyńska została wpisana na zastrzeżoną listę produktów regionalnych Wielkopolski. Wędzonki krotoszyńskiej wytwarzano niewiele, stanowiła ona nie więcej niż pół procenta rocznej produkcji. Oznacza to, że w ciągu roku produkowano jej ok. 30 ton z przeznaczeniem wyłącznie na rynek polski. Podobnie jak inne znaczące zakłady mięsne KZPM, choć specjalizowały się w przetwórstwie wieprzowiny, zajmowały się również w niewielkiej skali przetwarzaniem drobiu. Zajmował się tym od lat siedemdziesiątych oddział KZPM w Rawiczu, specjalizujący się w produkcji pasztetów. Wysoko cenione na rynku były krotoszyńskie pasztety drobiowe (słynny Pasztet Krotoszyński) i podwędzana wątrobianka, produkowana na wzór niemiecki na bazie wątroby wieprzowej oraz tłuszczu z podgardla z dodatkiem majeranku, ziela angielskiego i gałki muszkatołowej. Najważniejsi są ludzie: od Baumgarta do BorodajkiDlaczego Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego były i są tak ważne dla naszej społeczności? Odpowiedź jest w zasadzie prosta: to był i jest kawałek naszej historii. Historii miasta i mieszkających tutaj ludzi. Trudno pogodzić się z tym, że kiedyś nazwa naszego miasta kojarzyła się w całej Polsce i w najważniejszym kawałku świata, jakim są Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia, z najwyższą jakością mięsnych wiktuałów, a teraz jest tylko czczym wspomnieniem. Zakłady upadły, marki sprzedano a miasto w nowej rzeczywistości ustrojowej nie ma z tego nic. Zostały wspomnienia i nieutulony żal… Markę Krotoszyna tworzyli przede wszystkim ludzie. I o tym trzeba pamiętać zawsze. Nie byłoby przemysłu mięsnego w Krotoszynie, gdyby nie wybitni przedsiębiorcy, pedagodzy, mistrzowie produkcji, dyrektorzy, masarze… Chłopcy z więc podsumować 120-letnie dzieje tych ludzi. Na początku był Oswald Baumgart, założyciel drugiego pod względem wielkości browaru w mieście. Założył go w Roku Pańskim 1867. Stosunkowo szybko doszedł jednak do wniosku, że w tej dziedzinie nie da rady dużo sprawniejszym konkurentom z Ziemi Krotoszyńskiej. Zmienił tedy profil produkcji. Sprzedał budynki browaru i na ich miejsce powstały w 1886 roku Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego. Od tego czasu niezmiennie Krotoszyn kojarzył się będzie z przemysłem mięsnym i browarnictwem. W tym samym mniej więcej czasie zaczął swoją wielką pedagogiczną przygodę wybitny poznański przyrodnik August Cieszkowski, który w roku 1870 w Żabikowie pod Poznaniem założył pierwszą i jedyną pod zaborem pruskim uczelnią, czyli Wyższą Szkołę Rolniczą im. Haliny. Szkoła ta przetrwała zaledwie 7 lat, a mimo to zdążyła wykształcić spore grono fachowców, którzy zasilili kadry dla Krotoszyna na następnych kilkadziesiąt lata okryte są mgłą tajemnicy. Wiadomo, że nasz przemysł mięsny w latach od 1910 do 1939 dynamicznie się rozwijał. Działały szkoły zawodowe i średnie, zdobywaliśmy nowe rynki zbytu, w tym w Anglii, Niemczech i USA. Była to jednak zasługa zaradnych krotoszynian, a nie państwa polskiego jako takiego. To samo mogą o „kooperacji” z ówczesnymi warszawskimi władzami centralnymi powiedzieć Ślązacy z Dolnego i Górnego Śląska. W latach okupacji niemieckiej 1939—1945 tradycje nauki o produkcji i przetwarzaniu mięsa były stale podtrzymywane, nawet za cenę terrorystycznych represji. W owym czasie, za zgodą władz nazistowskich, w nakładach sięgających w skali kraju nawet 600 tys. sztuk, wydawano dla uczniów szkól podstawowych i zawodowych regularne pisma, takie jak „Ster” i „Mały Ster”, a następnie „Życie i Zawód”. Redaktorem tych wspaniałych czasopism, mających na celu zastępowanie przedwojennych podręczników, był prof. Feliks Burdecki, doktor matematyki, fizyk i propagator w tym czasie, jednak głownie w Warszawie, o czym nie można w żadnym wypadku zapominać, podziemny i tajny Uniwersytet Ziem Zachodnich (1940—1944), z jego wydziałami przyrodniczymi. Uczelnia ta grupowała znakomitych nauczycieli zawodu, którzy częstokroć narażali życie, by przekazać wiedzę swoim wychowankom. Tę szkołę wyższą ukończyło kilkuset absolwentów, którzy wnet, po zakończeniu II wojny światowej, zasilili krotoszyńskie zakłady swoją do przecenienia jest rola, jaką w rozwoju krotoszyńskiego przemysłu mięsnego odegrał inż. Władysław Borodajko, założyciel Prywatnej Szkoły Chemicznej (Chemische Schule). Placówka powstała w 1941 roku w Lublinie (Generalne Gubernatorstwo), a następnie, kierowana już do końca wojny przez inż. Władysława Borysiuka, przeniesiona została do Łodzi, by pod zmienioną nazwą Technikum Przetwórstwa Mięsnego trafić w 1951 roku do Krotoszyna. Losy założyciela, inż. Borodajko, są niepewne: wszystko wskazuje na to, że przez kilka lat był on internowany w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, podobnie jak dziesiątki innych wybitnych osobistości. Temat ten wymaga dalszych pogłębionych badań i solidnej kwerendy. Złota epoka: Stankowski, Perski, Nawrocki Powojenne zniszczenia wymagały siłą rzeczy sporego nakładu sił i środków, celem ich usunięcia. Poznań leżał w gruzach po barbarzyńskim sowieckim szturmie, sam Krotoszyn ucierpiał niewiele, choć rozwój miasta został na szereg lat zahamowany. Warto sobie uzmysłowić, że w roku 1945 w skali całego kraju zaledwie ok. 100 tysięcy osób mogło poszczycić się wykształceniem średnim i wyższym. To pokazuje, jaka była skala problemów, z jakimi wówczas Polska się zmagała. Nowe komunistyczne władze w ramach radykalnej rewolucji społecznej lat 1944–1956, której Polacy mocno się opierali, mającej na celu w pierwszej kolejności forsowną industrializację zacofanego rolniczego kraju, wykształciły do połowy lat pięćdziesiątych aż 900 tysięcy magistrów, nie licząc absolwentów reaktywnych liceów i funkcjonujących jeszcze przez pewien czas gimnazjów. To właśnie ta armia zawdzięczających komunizmowi swój awans społeczny młodych ludzi z powodzeniem zasiliła kadry przemysłowe, w tym w przemyśle zimy 1945 roku do końca lat czterdziestych Zakłady Mięsne w Krotoszynie znajdowały się w rękach przedwojennych właścicieli. Niestety, wraz z zaostrzeniem walki z niedobitkami kapitalizmu zakłady zostały im bezprawnie odebrane i upaństwowione. Walkę o odzyskanie utraconego majątku potomkowie przedwojennych właścicieli podjęli w 1994 roku, na fali zmian własnościowych, lecz starania te zakończyły się roku 1952 stanowisko dyrektora Krotoszyńskich Zakładów Przetwórstwa Mięsnego objął Kazimierz Stankowski, który przyjechał do Krotoszyna z Tarnowa. Zakładami kierował do 1957 roku. To czas odnawiania produkcji, nawiązywania przerwanych więzi z kontrahentami z zagranicy oraz z uczelniami wyższymi (tutaj nieoceniona jest rola prof. Wincentego Pezackiego z Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu), kompletowania floty samochodowej i rozbudowy zabudowy fabrycznej, jak również scalania w jeden organizm rozrzuconych w całym regionie elementów późniejszej infrastruktury KZPM (wytwórnia konserw w Rawiczu, rzeźnia w Ostrowie Wlkp., baza samochodowa w Kępnie itd. itp.). Pełne moce produkcyjne KZPM jako samodzielne zakłady państwowe zaczęły wykorzystywać dopiero w epoce Perskiego. Nazwa tego okresu pochodzi od nazwiska zajmującego w latach 1957–1982 stanowisko dyrektora generalnego Mariana Perskiego (1917–2006). Ten pochodzący z Ostrzeszowa absolwent Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu (1936), członek Korporacji Akademickiej Gedania Posnaniensis, odznaczany orderem „Virtuti Militari” i Krzyżem Walecznych żołnierz kampanii wrześniowej 1939 roku, więzień sowieckich obozów koncentracyjnych w rejonie Workuty, dowódca plutonu czołgów w II Korpusie Polskim gen. Andersa, uczestnik bitew pod Monte Cassino i Loretto, gdzie został ranny, po demobilizacji w stopniu kapitana rezerwy w 1947 roku powrócił do kraju i swoje nieprzeciętne talenty w pełni ujawnił „dowodząc” przez ćwierć wieku tak skomplikowaną strukturą ludzką, jak Krotoszyńskie Zakłady Mięsne. Do Krotoszyna trafił w 1957 roku po 10 latach pracy w zakładach mięsnych w Obornikach Wlkp. i Poznaniu. Z zawodu odszedł w lutym 1982 roku, oddając się pracy społecznej aż do 26 lutego 2006 roku, kiedy zmarł na ciężką chorobę. Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku zszokowało polskie społeczeństwa. Obeszło się bez nieszczęść w samym Krotoszynie. Nie odnotowano tu strajków ani zamieszek. Spokój panował też w zakładach mięsnych, które w przeciwieństwie np. do piekarni, nie zostały zmilitaryzowane. W lutym 1982 roku fotel dyrektora KZPM objął Stefan Nawrocki, który piastował to stanowisko aż do sierpnia 1992 roku, przeprowadzając zakład przez najtrudniejsze czasy gospodarki wojennej i transformacji ustrojowej, związanej z redukcją zatrudnienia, sprzedażą mienia zakładów, likwidacją przywilejów pracowniczych i szeregiem trudnych decyzji rynkowych. W latach późniejszych, po 1992 roku, Stefan Nawrocki został prezesem powstałej w 1990 r. Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa oraz prezesem Przedsiębiorstwa Ceramiki Budowlanej Cerabud w Krotoszynie (późniejszy Cerabud SA). Był prominentnym członkiem Klubu Przedsiębiorców Ziemi Krotoszyńskiej i z jego ramienia startował w wyborach samorządowych. Obecnie przebywa na emeryturze. Poczet dyrektorów Krotoszyńskich Zakładów Przetwórstwa Mięsnego zamykają: Jerzy Rauchut (sierpień–listopad 1992), Wojciech Dudek (listopad 1992–październik 1993), komisarz Dariusz Pluta (listopad 1993–luty 1994) i ponownie Jerzy Rauchut, który jako ostatni dyrektor zakładów państwowych funkcjonujących w formule spółki z ograniczoną odpowiedzialnością przeprowadził w lutym 1994 roku fuzję KZPM z Przedsiębiorstwem Produkcyjno-Handlowym CJC „Kupiec” z Koźmina Wlkp., którego właścicielem był Czesław Jagła, doprowadzając do powstania firmy o nazwie Krotoszyn Zakłady Mięsne Sp. z Zakłady Przetwórstwa Mięsnego. Zgody na używanie w nazwie prywatnej firmy słowa „Krotoszyn” wyraziła ówczesna Rada zakład w okolicyKrotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego odgrywały w życiu społecznym Krotoszyna i okolic kluczową rolę. Znalazło tu na przestrzeni powojennych 45 lat zatrudnienie tysiące ludzi. Zgodnie z doktryną komunistyczną KZPM miały strukturę kombinatu, grupującego kilkanaście zakładów o różnym charakterze. Były to: rzeźnie, przetwórnia, bekoniarnie, punkty skupu, baza samochodowa, zakład produkcji konserw, tuczarnie, warsztaty mechaniczne, kotłownie, wreszcie administracja, sklepy i ośrodek wypoczynkowy w Mrzeżynie k. Kołobrzegu. Warto sobie uzmysłowić, że np. skupu trzody chlewnej dokonywano na terenie 8 powiatów: krotoszyńskiego, jarocińskiego, rawickiego, gostyńskiego, ostrowskiego, kępińskiego, odolanowskiego i ostrzeszowskiego. Siła oddziaływania w regionie była potężna. Zatrudnienie w kombinacie stale rosło. W połowie lat 60. wynosiło ono przeszło 800 osób w samym Krotoszynie. Po roku 1970 liczba pracowników się podwoiła. U progu lat 80. w KZPM pracowało ok. 1850 osób (wliczając zakłady mięsne w Kole), przy czym w samym Krotoszynie było to ponad 1000 osób. W 1982 roku struktura zatrudnienia w Zakładach Mięsnych Krotoszyn wyglądała mniej więcej tak: rzeźnie – ok. 180 pracowników, przetwórnia – ok. 620, terenowe punkty skupu – ok. 70, tuczarnie i bekoniarnie – ok. 90, usługi transportowe wraz z warsztatami naprawczymi – ok. 60, obsługa techniczna zakładów (mechanicy, malarze, palacze, elektrycy itp.) – ok. 100, administracja – ok. 30 osób. Do tego należy doliczyć pracowników zakładów terenowych – ok. 100 osób, pracowników samodzielnych rzeźni w Ostrowie Wlkp. i Kościanie – ok. 150 osób oraz personel bazy samochodowej w Kępnie – ok. 250 pracowników. Flota samochodowa nie była zbyt liczna i opierała się o rodzimej produkcji ciężarówki Star i Jelcz. Skup obsługiwało ok. 20 specjalistycznych pojazdów, samochodów-chłodni było od 8 do 10. Wyszkolonych kierowców zatrudniano 35 do obsługi tras i 7 do pracy w warsztatach. To pokazuje, jaką skalę miało przedsięwzięcie pod nazwą Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa rekrutowano z całej okolicy. I tak z Kobylina i Smolic pochodzili członkowie brygady do wykrawania mięsa oraz rzeźnicy. Koźmin z kolei dostarczał fachowców do przetwórni i zakładu produkującego konserwy, natomiast ze Zdun pochodzili utalentowani masarze. Wszyscy oni dojeżdżali do pracy koleją, której sieć połączeń i częstotliwość kursów była ściśle dostosowana do potrzeb i rytmu pracy mieszkańców powiatu krotoszyńskiego. Jednak, co oczywiste, najwięcej pracowników rekrutowano z samego Krotoszyna. Stałą rotację kadr zapewniało Technikum Przetwórstwa Mięsnego, którego absolwenci (co roku ok. 30 osób) znajdowali natychmiast po opuszczeniu murów szkoły zatrudnienie w Zakładach Mięsnych Krotoszyn. Już w trakcie nauki wiązali oni swoją przyszłość z zakładami: odbywali praktyki 5 dni w tygodniu (nie pracowali w soboty) ucząc się zawodu. Zakłady ze swojej strony zapewniały młodzieży odzież ochronną, narzędzia pracy oraz wyżywienie na zakładowej stołówce. Ostatnie próby utrzymania marki i jakościPo 1989 roku zakłady w Krotoszynie ponownie przeszły w ręce prywatne, co definitywnie nastąpiło w 1994 roku. Do tego czasu zakłady działały jako zakłady państwowe w formule spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Od 1991 roku przez kilka lat współpracowano z Przedsiębiorstwem Produkcyjno-Handlowym CJC „Kupiec” w Koźminie Wielkopolskim, stopniowo prywatyzując się. Firma jednak padła u progu lat dwutysięcznych. Tak więc ostatnim właścicielem KZPM okazał się Czesław Jagła, który przekształcił zakład w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Powołano do życia 4-osobową radę nadzorczą, jednak tylko wtajemniczeni wiedzieli, kto z imienia i nazwiska krył się pod inicjałami jej członków: i Wiadomo jednak, że w latach 2002–2006 wiceprezesem zarządu odpowiedzialnym za skup, zaopatrzenie, technologię i produkcję był Grzegorz Gęsiarek, który pod koniec swojej kariery w ZPM objął stanowisko dyrektora handlowego (marzec–listopad 2006).W latach dziewięćdziesiątych i na początku lat dwutysięcznych prywatna już teraz firma zatrudniała do 650 osób, posiadała własną bazę magazynową na terenie miasta oraz sieć sklepów firmowych i patronackich na terenie całego kraju oferujących w sprzedaży ponad 200 różnych asortymentów (inaczej mówiąc: wyrobów). Półtusze zwierzęce dostarczała w pierwszej kolejności wchodząca w skład konsorcjum rzeźnia w Ostrowie Wielkopolskim oraz pomniejsze ubojnie z okolicy. Dzięki długoletniej tradycji opracowywania ciekawych receptur krotoszyńskie zakłady mogły pochwalić się uzyskaniem i wdrożeniem w życie wielu certyfikatów jakości mięsa (dotyczyło to również systemów zarządzania). Dzięki temu wyroby z naszego miasta eksportowano do krajów Unii Europejskiej, Europy Wschodniej oraz do Stanów Zjednoczonych. Obroty KZPM oscylowały w owym czasie w granicach nawet 84 milionów złotych. O tym, jak ważne dla kraju i naszego regionu były Krotoszyńskie Zakłady Przetwórstwa Mięsnego niech świadczy fakt, że w 2001 roku uzyskano certyfikat normy obronnej, dzięki któremu wyroby firmy były kupowane przez polską armię oraz Agencję Rezerw Materiałowych, dbającą o gromadzenie zapasów żywności dla wsparcia ludności i gospodarki w sytuacjach kryzysowych i wojennych. Przypomnijmy przy okazji, że już w latach sześćdziesiątych KZPM produkowały konserwy dla wojska, smalec i słoninę w puszkach o trwałości 4 lat. To najlepiej świadczy o tym, jakim zaufaniem cieszyły się krotoszyńskie wędliny i inne przetwory w oczach polskiego konsumenta jeszcze przed dekadą. Koniec pewnej tradycjiPonownie uruchomiona za czasów AWS Balcerowiczowska strategia „schładzania gospodarki”, a więc wyhamowywania wzrostu gospodarczego, sięgającego pod koniec lat 90. XX wieku niebotycznego z obecnej perspektywy poziomu 7 procent rocznie, szybko doprowadziła do pojawienia się na początku lat dwutysięcznych kłopotów finansowych KZPM. Coraz trudniej było wyegzekwować zaległe płatności, tworzyły się tzw. zatory płatnicze, kiedy „wszyscy wisieli wszystkim”, a banki na gwałt ścigały swoich klientów. Już w 2003 roku pojawiły się symptomy upadku krotoszyńskiej fabryki: zaczęto zwalniać pracowników, których liczba ostatecznie spadła do „zaledwie” 170, rozpaczliwie szukano też inwestora strategicznego, którym miał być – według jednej z koncepcji – któryś z komercyjnych banków. Zdarzały się dramatyczne wystąpienia prezesa i pracowników na sesjach Rady Miejskiej w Krotoszynie, a przyszłość zakładów starła się przedmiotem gier politycznych. W 2005 roku przekonano się, że tzw. polskie banki podtrzymaniem produkcji mięsnej w Krotoszynie nie są zainteresowane, a szansą na przetrwanie okazała się wyłącznie współpraca z firmą ŁAGROM z Ponieca, która za pomocą spółki-córki o nazwie Krotoszyńskie Zakłady Mięsne zaczęła dostarczać do Krotoszyna półtusze zwierzęce, surowce i materiały, a następnie na własny koszt odbierała z Krotoszyna gotowe produkty, w tym konserwy mięsne. Dzięki temu produkcja utrzymała się jeszcze przez kilka miesięcy, by ostatecznie ustać w październiku 2006 roku. Jak na ironię upadłość Krotoszyńskich Zakładów Przetwórstwa Mięsnego jej ostatni właściciel Czesław Jagła ogłosił w 120-lecie powstania zakładów mięsnych w naszym mieście. Ostatnich pracowników zwolniono z przyczyn ekonomicznych dotyczących zakładu pracy, tj. wycofania się inwestora strategicznego, który miał pomóc w modernizacji zakładu i linii produkcyjnych. Wystawiona na sprzedaż nieruchomość po zlikwidowanych Krotoszyńskich Zakładach Przemysłu Mięsnego znalazła nowego właściciela w osobie Wiesława Prusieckiego, który inwestował głównie w centra handlowe. Jego spółka Star City Krotoszyn ogłosiła w 2007 r., że na gruzach zakładów mięsnych powstanie galeria handlowo-usługowa z kinem. Plany te jednak nie zostały zrealizowane nawet w części. Natomiast w całości zburzono budynki jednego z najstarszych i najsławniejszych przedsiębiorstw w naszym mieście. Jedynym po nim śladem jest ocalony dzięki interwencji wojewódzkiego konserwatora zabytków fragment przetwórni przy ul. ofertyMateriały promocyjne partnera
szynka w puszce prl